Wczoraj potrzebowałam ugotować coś szybko w kuchni, którą sama ogołociłam z niemal wszystkich zapasów i sprzętów. Niedługo pewnie do niej wrócę na dobre, ale o tym przy innej okazji.
Niemal wszystkie zapasy, to nie znaczy u mnie oczywiście, że nie mam możliwości zrobienia barszczu. Zawsze mam zakwas na żur, barszcz czerwony i często na barszcz biały... Bez tego jakoś czuję się niespokojnie :-). O rodzinnej tradycji pełnych spiżarni, przygotowanych na wyżywienie pułku wojska w warunkach katastrofy kosmicznej, też Wam kiedyś opowiem.
No więc barszcz czerwony z... fasolą. Samotna torebka Jasia czekała na tę okazję.

w różnych zaimprowizowanych miejscach w pokoju kuzynostwa. Pamiętam jak czekałam na corocznie u cioci pojawiający się na stole czysty, czerwony barszcz
z Jasiem i ciasteczka owsiane. Może nie było to danie coroczne, może były inne -
we mnie został jednak ten barszcz.
O ciasteczkach owsianych i innych przepisach cioci Basi, które krążą w naszych rodzinnych zeszytach z przepisami, jeszcze nie raz napiszę. Na razie pozostaję w rozrzewnieniu nad miseczką zupy. Cioci Basi już nie ma, ale zawsze o niej pamiętam kiedy wybieram
tę wersję barszczu. Duża część mojej rodzinnej tożsamości, korzeni czerpie moc z kuchni i biesiadowania. Czasem to dobre wspomnienia, czasem złe, ale są moją historią. Tęsknię za taką wspólnotą przy stole, zwłaszcza odkąd w te dopiero co minione Święta zostałam przygarnięta do stołu innego naszego klanu rodzinnego. Kochani, dziękuję.
Macie takie potrawy, sytuacje, wspomnienia kuchenne wywołujące nostalgię? Napiszcie proszę.
Znam!!! :-) I także dobrze wspominam tak podawany barszczyk. Czysty, słodkawy w towarzystwie ogromnego Jasia. Przyznam, daaawno nie jadłam. Najczęściej, jak u Ciebie barszcz staje się zupą zawiesistą, zabielaną lub ostro-kwaśny do krokietów czy uszek. Barszcz z Jasiem gotowała moja mama , zdarzało się na Wigilię lub rzadziej bez okazji. Lubię i tęsknię za tym smakiem, zdaje się że mam już pomysł na kolejną domową zupkę. Koniecznie na barszczu kiszonym i domowym wywarze z jarzyn.Dziękuję za inspiracje i pozdrawiam, Dorota :-)
OdpowiedzUsuńMam takie poczucie, że przez kilkanaście lat trudno było o dobrego Jasia. Małe były te fasolki i smak nie ten... Ale ostatnio udało mi się kupić taki świetny Jasiek, doskonały właśnie do barszczu. Ale i do wyjadania solo z miseczki - bez niczego albo z odrobiną oliwy i czosnku. Wielki, po ugotowaniu prawie na łyżkę, słodkawy... Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej.
OdpowiedzUsuń