23 kwietnia 2015

O CZERWONYM BARSZCZU CIOCI BASI

Każdy pamięta jakieś smaki dzieciństwa, historie związane z pomidorową babci czy ruskimi pierogami cioci Hani... Tęsknimy za nimi.


Wczoraj potrzebowałam ugotować coś szybko w kuchni, którą sama ogołociłam z niemal wszystkich zapasów i sprzętów. Niedługo pewnie do niej wrócę na dobre, ale o tym przy innej okazji.
Niemal wszystkie zapasy, to nie znaczy u mnie oczywiście, że nie mam możliwości zrobienia barszczu. Zawsze mam zakwas na żur, barszcz czerwony i często na barszcz biały... Bez tego jakoś czuję się niespokojnie :-). O rodzinnej tradycji pełnych spiżarni, przygotowanych na wyżywienie pułku wojska w warunkach katastrofy kosmicznej, też Wam kiedyś opowiem.
No więc barszcz czerwony z... fasolą. Samotna torebka Jasia czekała na tę okazję.

Nie wiem czy w ogóle i jak często w Waszych domach barszcz pojawia się w takim towarzystwie. U mnie częściej odkąd sama gotuję, ale jednak pierwszeństwo mają uszka, krokiety, paszteciki, zabielany z ziemniaczkami, ukraiński... Ten z dużym Jasiem przywołuje nieodmiennie wspomnienia imienin u cioci Basi, najstarszej siostry mojej mamy. Cała duża rodzina z dziećmi zjeżdżała do maleńkiego, dwupokojowego mieszkania w Nowej Hucie. Ciasnota, gwar, dzieciaki jedzące
w różnych zaimprowizowanych miejscach w pokoju kuzynostwa. Pamiętam jak czekałam na corocznie u cioci pojawiający się na stole czysty, czerwony barszcz
 z Jasiem i ciasteczka owsiane. Może nie było to danie coroczne, może były inne -
we mnie został jednak ten barszcz.
O ciasteczkach owsianych i innych przepisach cioci Basi, które krążą w naszych rodzinnych zeszytach z przepisami, jeszcze nie raz napiszę. Na razie pozostaję w rozrzewnieniu nad miseczką zupy. Cioci Basi już nie ma, ale zawsze o niej pamiętam kiedy wybieram
tę wersję barszczu. Duża część mojej rodzinnej tożsamości, korzeni czerpie moc z kuchni i biesiadowania. Czasem to dobre wspomnienia, czasem złe, ale są moją historią. Tęsknię za taką wspólnotą przy stole, zwłaszcza odkąd w te dopiero co minione Święta zostałam przygarnięta do stołu innego naszego klanu rodzinnego. Kochani, dziękuję.
Macie takie potrawy, sytuacje, wspomnienia kuchenne wywołujące nostalgię? Napiszcie proszę.

2 komentarze:

  1. Znam!!! :-) I także dobrze wspominam tak podawany barszczyk. Czysty, słodkawy w towarzystwie ogromnego Jasia. Przyznam, daaawno nie jadłam. Najczęściej, jak u Ciebie barszcz staje się zupą zawiesistą, zabielaną lub ostro-kwaśny do krokietów czy uszek. Barszcz z Jasiem gotowała moja mama , zdarzało się na Wigilię lub rzadziej bez okazji. Lubię i tęsknię za tym smakiem, zdaje się że mam już pomysł na kolejną domową zupkę. Koniecznie na barszczu kiszonym i domowym wywarze z jarzyn.Dziękuję za inspiracje i pozdrawiam, Dorota :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie poczucie, że przez kilkanaście lat trudno było o dobrego Jasia. Małe były te fasolki i smak nie ten... Ale ostatnio udało mi się kupić taki świetny Jasiek, doskonały właśnie do barszczu. Ale i do wyjadania solo z miseczki - bez niczego albo z odrobiną oliwy i czosnku. Wielki, po ugotowaniu prawie na łyżkę, słodkawy... Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej.

    OdpowiedzUsuń

Twoje komentarze są ważne. Zostaw znak, że mnie odwiedziłe(a)ś. Cenna jest dla mnie Twoja uwaga, Twój czas. Podziel się swoją pasją i wiedzą. Podrzuć temat ;-). Komentarze są moderowane. Dziękuję :-D.