13 czerwca 2015

PRAWY DO LEWEGO, WYPIJ KOLEGO...

Aleksander Orłowski Uczta u Radziwiłłów
Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Zwłaszcza to „pij” mnie zastanawia. Gdzie 
i kiedy urodziły się prawda lub stereotyp (nie będę tego dzisiaj rozstrzygać) Polaka – pijaka. Stawiam na czasy saskie, wtedy zaczęliśmy się jako naród wspinać po drabinie procentowej. Powoli elity – magnateria, szlachta i mieszczaństwo porzucały piwo 
na rzecz snobistycznego wina i wódki. Chłopstwo pozostało jeszcze w kulturze piwa, ale moda i snobizm mają swoje prawa. Nagle złocisty trunek stał się plebejski, uwłaczający „wyższym stanom”.


Arturo Petrocelli Mnisi pijący piwo
Z tamtego czasu mamy cudowne źródła, pisane pysznym językiem. Antoni Moszczeński w swoich pamiętnikach o alkoholowym rozpasaniu szlachty 
bogatego mieszczaństwa pisał: „... za panowania Augusta III kraj cały nie wytrzeźwiał jeszcze, rozpojony przez Augusta II”. No cóż, nic dziwnego, jeśli statystycznie mieszkańcy dworów i miast wypijali 20 litrów wódki i ponad 700 litrów piwa... Kultura piwa miała odejść na pewien czas, wraca chyba dopiero teraz. Ale w jej największym rozkwicie piwo warzono w każdym folwarku, klasztorze, browarach miejskich a także – za koncesją – w gospodarstwach chłopskich. 
Najbarwniejszy opis obyczajów w czasach saskich zostawił nam ksiądz Jędrzej Kitowicz. „Gdzie piwo było w modzie, pili go od śniadania do obiadu, od obiadu do poduszki. (…) Byli tak dobrego gardła niektórzy i tak przestronnego brzucha, ze kufel piwa garcowy albo szklenicę taką lub kielich bez nogi, z umysłu taki, żeby go nie można było postawić, kulawką zwany, duszkiem bez odpoczynku wypijali”. Wobec tak wielu mniejszych i większych browarów – rodzajów warzonego wówczas piwa było mnóstwo, ale i sposobów jego fałszowania także. Za nieomylnych ekspertów jakości uchodzili dużo podróżujący furmani (dzisiaj przy drogach patrzymy gdzie jadają kierowcy TIR-ów :-)) i kler (no comments ;-)).

Stanisław Wilk Stary Dwór Polski
Coraz bardziej popularna stawała się wódka. Między innymi dlatego, że trudniej ją było zatruć konopiami czy talerzami cynowymi wrzucanymi do kadzi, wytrącającymi w procesie fermentacji piwa związki ołowiu. Umiejętność pędzenia wódki stała się powszechna. Najczęstszym produktem wyjściowym było żyto, czasem pszenica, regionalnie śliwki, a pod koniec XVIII wieku zaczęto eksperymentować z zacierami z ziemniaków. Ówczesne wódki były słabsze niż dzisiejsze, najpopularniejsza, najtańsza „ordynaryjna” powstała 
z
August II Sas
rozcieńczenia okowity (około 70% spirytusu) miała około 30% alkoholu. Oficjalnie „ordynaryjna” przystawała jedynie niższym warstwom społecznym, jednak pijali ją wszyscy, łącznie z magnatami i samym królem. „Najarystokratyczniejsi polacy wożą ją z sobą w swych puzderkach i muszą się jej napić prawie co godziny” (Ulryk Werdum).

We dworach pędzono lepsze gatunki wódki posiłkując się przekazywanymi sobie przepisami. Często doprawiano je korzeniami lub nalewano na owoce. Zaczął się czas anyżówek, kminkówek, cynamonówek, ratafii i wszelkich nalewek.
Wówczas rozpoczęła się tez popularność wódek gdańskich, zwłaszcza najwyżej cienionej słodkiej gorzałki – goldwasser.

August III Sas
     Już w drugiej połowie XVIII wieku rodzime piwa i miody stawały się passe. W dobrym          tonie było używać wina, które od XV wieku zyskiwało coraz większa popularność.                Przywożono je przede wszystkim z Węgier, wśród nich zaś najwyżej ceniony był                najdroższy tokaj. Zaczęto też sprowadzać coraz więcej win francuskich, zwłaszcza              burgundów i szampanów.
     Snobizm na napój bogów przy jednoczesnym niewyrobionym smaku skutkowały licznymi      oszustwami. Do skwaśniałych dodawano niegaszone wapno, kredę, siarkę. Bez problemu      z młodych i kwaśnych robiono stare i słodkie. Z lekkich białych win robiono szampany          przy użyciu... gołębiego guana. Szampana można też było zrobić własnym sumptem,              podpierając się zupełnie jawnie publikowanymi poradami, za pomocą soku cytrynowego      i brzozowego, drożdży, cukru i marnego białego wina. Profesor prawa i astronomii              Akademii Zamojskiej Stanisław Duńczewski radził, by dla nadania winu złotego koloru 
     na dno beczki włożyć owsianą słomę, dla uzyskania czerwonego koloru – owoców                morwy lub malin, a w celu cudownej przemiany wina czerwonego w białe – dwóch łutów grubej soli do dwóch garnców wina. Brrrr.....

Grunt do tych oszustw był podatny. Mało kto smakował wino i
Kulawka z Muzeum Czartoryskich
delektował 
się jego smakiem. Przeważnie wychylano kielichy na wyścigi czyniąc z picia swoiste turnieje. O tych turniejach i ich zwycięzcach krążyły później legendy podawane z ust do ust budząc podziw i szacunek. Może tutaj jest źródło naszego zachwytu nad „mocną głową” i podziwu dla tych co potrafią...

Kielich wiwatowy z napisem
"Niech żyje Król August III"
Do testowania możliwości uczestników libacji szczególnie nadawały się "kulawki" których 
nie sposób było odłożyć na stół oraz puchary 
i kielichy wiwatowe. Kiedyś pijali z nich wszyscy uczestnicy biesiady podając go sobie z rąk do rąk. Ale od czegoż sarmacka fantazja!? Krajczy Koronny Adam Małachowski miał w swoim dworze dwulitrowy kielich, w którym serwował trunki każdemu gościowi przekraczającemu 
po raz pierwszy próg jego domu. Obligatoryjnie należało go wychylić duszkiem, gdyż inaczej trzeba się było spodziewać dolewek, które uzupełniane były „do skutku” - do wypicia albo utraty przytomności. Mówiło się nawet o śmiertelnych ofiarach tej „gościnności”. Nie do tego stopnia jak u Małachowskiego, jednak uparte nakłanianie do picia było cechą polskiej gościnności. Znamy? No, to też nam chyba zostało. Może ciut się zmienia... We dworach gości pojono już od progu. „Czasem się gość wymawiał, ale w tem była sztuka gospodarza uprzejmego, aby tak przekonywające wynajdywać zdrowia, a do nich sentencye i teksta łacińskie, żeby gość 
od wychylenia wiwatu wyłamać się żadną miarą nie mógł” (Jan Ochocki). Zabawa zaś tylko wtedy była udana, kiedy wszyscy goście upili się do nieprzytomności. „Trafiało się i to, że komu trunku aż po dziurki (jak mówią) pełnemu nagle gardło puściło 
i postrzelił jak z sikawki naprzeciw siebie znajdującą się osobę, czasem damę po twarzy i gorsie oblał tym pachnącym spirytusem, co bynajmniej nie psuło dobrej kompanii” (ks. Kitowicz).
Oj, drzemie w nas ta tęsknota do hasła "szlachta się bawi"... Może trzeba było zostać przy etosie rycerskim? Osiadłe życie ewidentnie naszym XVIII-wiecznym elitom nie popłaciło. Wcześniej konkurowano o to, kto lepiej włada mieczem, później - kto więcej i obrzydliwiej wypije... 
Ile nas to trzymało? Albo trzyma? Dwa i pół, trzy wieki?
Nieco w sukurs przyszła kawa, która wtedy zyskiwała popularność, była w Polsce świetnie parzona i mogła zastąpić wódkę 
w charakterze pierwszego napoju dnia. I można się nią było wmówić, kiedy nie miało się ochoty na alkohol. „Chwalić ją stąd należy i dzięki oddawać temu, kto ją pierwszy do naszego kraju sprowadził, albowiem ona nie tylko białą płeć, ale też wielu mężczyzn od gorzałki, niszczącej zdrowie i rozum, zachowała. (…) Póki albowiem nie była znajoma kawa biała płeć dystyngowana na ranny posiłek używała polewki robionej z piwa, wina, cukru, jajec, szafranu albo cynamonu. (…) 
Ale za to po poleweczce imoście domowe (…) przechodziły się często do apteczki i tam wódeczką mdlącą poleweczkę zakrapiając, po trosze się gorzałką rozpijały i na rozmaite jędze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodziły” (ks. Kitowicz).
Tuszę (A, co? Też mi się język udziela :-)), że jednak dzień zaczynacie od kawy, herbaty, wody... A alkohole – jeśli 
jak ja lubicie - po prostu smakujecie i się nimi upajacie, a niekoniecznie upijacie. Niektórych tradycji nie warto kontynuować przez tyle wieków – znać, pamiętać, wiedzieć skąd nasze dziedzictwo. I tworzyć nowe. Czego Wam i sobie życzę :-).

1 komentarz:

  1. I have been exploring for a little bit for any high quality articles or weblog posts
    on this kind of space . Exploring in Yahoo I finally stumbled upon this website.
    Reading this info So i'm satisfied to express that I have a very good uncanny feeling I discovered exactly what I needed.

    I so much indisputably will make sure to don?t fail to remember this website and give it a look on a relentless basis.

    OdpowiedzUsuń

Twoje komentarze są ważne. Zostaw znak, że mnie odwiedziłe(a)ś. Cenna jest dla mnie Twoja uwaga, Twój czas. Podziel się swoją pasją i wiedzą. Podrzuć temat ;-). Komentarze są moderowane. Dziękuję :-D.