.jpg)
ale na większą chandrę - najlepiej w postaci brownie. Kto zna - ten wie. Kto nie zna - powinien szybko nadrobić zaległości.
Odkąd Cortez krwawo podbił tereny dzisiejszego Meksyku wiele wyśmienitych zastosowań znaleziono dla ziarna kakaowca. To, które podobno powstało na skutek pomyłki - jest jednym z lepszych z jakimi miałam do czynienia.
.jpg)
w USA. To pani Brown miała zapomnieć o dodaniu proszku do pieczenia do ciasta czekoladowego, które piekła z okazji wizyty przyjaciół. Mimo, że w ogóle nie wyrosło - podała to pierwsze brownie
i z upodobaniem powielała ten błąd.
.jpg)
do brownie są orzechy, ale jadałam też brownie ze słonym karmelem, z serem, z wiśniami... Można podawać z bitą śmietaną, lodami, sezonowymi owocami lub tak jak u mnie dzisiaj - świeżutkie, ciepłe
i słabo trzymające przez to formę - po prostu w towarzystwie filiżanki gorzkiej, czarnej kawy.
.jpg)
i spirytusem.
Przepis, z którego korzystam (na małą blaszkę, na standardową - należy podwoić ilość składników):
- tabliczka gorzkiej czekolady (musi być najlepsza jaką możecie na to przeznaczyć, jej jakość decyduje o jakości ciasta)
- 150g masła (nie zamieniać ma margarynę!!!)
by ich nie przypalić
.jpg)
- 3 jajka
- 250g cukru
- opakowanie cukru wanilinowego lub - najlepiej - ekstraktu czy pasty z wanilii
ubijamy razem do białości, później dodajemy powolutku przestudzoną czekoladę
z masłem. Po połączeniu dodajemy
- 100g mąki
- szczyptę soli
- 100 ml śmietanki 30%
- poprzestając na tym lub dodając dodatki wedle fantazji i upodobania. Ciasto wylewamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia
i pieczemy 25-30 minut w temperaturze 170 stopni. Pewnie czeka Was kilka prób z czasem pieczenia zanim znajdziecie konsystencję najbardziej wam odpowiadającą. Po wystudzeniu ciasto nieco tężeje, więc należy je wyjmować płynniejsze niż w efekcie się zamierza.
Jedząc brownie nie dziwię się, że u Majów kakao było sadzone i zbierane w rytualny sposób,
że uwielbienie dla niego przejęli Aztekowie, że w Meksyku do połowy XIX wieku ziarna kakaowca służyły za bilon a wcześniej były regularnym środkiem płatniczym czy jednostką arytmetyczną. Majowie nigdy nie nauczyli się miar wagi i objętości - wszystko przeliczali na liczbę ziaren.
Niczemu się nie dziwię... Błogość :-).
ja najczęściej korzystam z przepisu Jamiego Olivera :) a z takich anglosaskich słodyczy uwielbiam jeszcze chocolate chip cookies, lekko chrupiące na zewnątrz i miękkie i ciągnące w środku.
OdpowiedzUsuńPyszne czekoladowe ciasteczka... Rzeczywiście też grzechu warte. Z mojego przepisu co prawda wychodzą całe chrupiące, ale z posmakiem melasy trzcinowej i dorzucam jeszcze do nich wybór orzechów.... Pyszne. Ale za ciągnący przepis na priv będę zobowiązana :-). Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńPrzenigdy nie piekłam brownie, ale owszem kosztowałam i również jestem wielbicielką. Aktualnie nie piekę w ogóle ciast, mam zwichrowany piekarnik elektryczny, który nie osiąga prawidłowej temperatury i najczęściej wychodziły przesuszone zakalce ;-) jednak może coś "niewysokiego" i nie wymagającego max temperatury wyrośnie? :-) O kalorie w brownie nie pytam.... Kaloria to taka coś, które w nocy wchodzi nam do szafy i zwęża ubrania ;-P
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś smaku. Pozdrawiam cieplutko, Dorota
Na Twoim miejscu zaryzykowałabym z tym piekarnikiem. Plusem brownie jest to, że właśnie ma nie wyrastać. I jakie by z piekarnika nie wyszło zawsze możesz powiedzieć, że właśnie takie miało być ;-).
OdpowiedzUsuń